Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 31 maja 2014

Jaroslav Rudiš "Grandhotel"



 


Autor: Jaroslav Rudiš
Tytuł: Grandhotel
Przekład: Katarzyna Dudzic
Wydawca: Książkowe Klimaty
Rok wydania: 2006





Między niebem a ziemią

Miasto Liberec ma specyficzny piorunochron. Na szycie góry Ještěd wybudowano bowiem hotel, w który średnio sto pięćdziesiąt razy w roku walą gromy.  Stąd też tłumów w hotelu zbyt wielkich nie ma, ale za to personel i stali bywalcy stanowią towarzystwo iście oryginalne.

Rudiš stworzył galerię dziwaków, ludzi odklejonych od rzeczywistości, do tego umieścił ich w odciętym od miasta miejscu, stwarzając tym samym enklawę dla rozwoju małych i wielkich wariactw. Bohaterowie to osoby, które próbują odnaleźć się w świecie, a pomagają im w tym ich marzenia. Jednak gdzieś głęboko w podświadomości ukryta jest prawda, która nie jest już tak kolorowa.

Książka czeskiego pisarza do złudzenia przypomina film Wima Wendersa „Million Dollar Hotel". Wprawdzie u Rudiša nie ma tajemniczej śmierci, choć są samobójstwa.  Autor jednak stosuje ten sam zabieg co reżyser - gromadzi dziwaków, zamyka ich w jednym miejscu i podgląda. Nie on sam, oczywiście, tylko narrator - Fleischman, ponad trzydziestoletni mężczyzna, który stracił rodziców w wypadku, a jego dziadka przejechał czołg. Fleischamn nie ma imienia, a przynajmniej nie chce się do niego przyznać, choć, jak twierdzi jego pani doktor, imię określa tożsamość człowieka. Tak, Fleischman leczy się u pani doktor, takiej od skrzywionych ludzi.

Nasz bohater ma specyficzną pasję - uwielbia chmury i interesuje się pogodą. Codziennie skrupulatnie zapisuje prognozy , a później notuje swoje przemyślenia i obserwacje. Jego daleki kuzyn Jégr jest właścicielem Grandhotelu i w ten oto sposób Fleischman trafił z psychiatryka do budynku położonego między niebem a ziemią.

Filozofia życiowa nie jest skomplikowana, ważne by mieć gdzie „oszlifować piorunochron" ( trochę wyobraźni i się domyślicie, co kryje się pod tą osobliwą metaforą często stosowaną przez ową postać). Fleischman ma zatem dość oryginalny wzorzec stąd jedno z jego przezwisk brzmi Waligrucha.

Ale nie o seksie to opowieść, a o tym, że w życiu trzeba mieć jakiś cel, nawet, gdy nasza egzystencja wydaje się być kreacją, którą sami tworzymy. Tak jest bezpieczniej- zamknąć się w swoim świecie, by nie doświadczyć bólu nieprzystosowania. Tak robi również Zuzanna, nawiedzona dziewica, wierząca w testy z kolorowych czasopism, szukająca prawdziwej miłości. Jest też Franz, weteran wojenny, który ukradł prochy swoich przyjaciół, by przywieźć je zakamuflowane w puszce po kawie do ich rodzinnego miejsca, bo jak mawia Człowiek musi skończyć tam, gdzie się urodził.  Patka z kolei jest zafascynowany American Dream. Popija z butelki cudowny napój hepilajf i generalnie jest wyluzowany. Na takiego przynajmniej wygląda. Jego dziewczyna Ilija jest pokojówką, lubi chodzić na cmentarz i brać udział w pogrzebach. Takie hobby.

„Grandhotel" to dowcipna opowieść o niedostosowaniu i próbie wyrwania się z fałszywych wyobrażeń. Rudiš ma lekkie pióro. Bawi się swoimi postaciami, obnaża ich prostolinijność i naiwność. To pisanie o rzeczach smutnych z dystansem i przymrużeniem oka odwołuje się do najwybitniejszej tradycji czeskiej literatury, do opowiadań Hrabala, który swoje książki zaludniał oryginalnymi postaciami. Lepszej rekomendacji dla „Grandhotelu" wymyślić już chyba nie można.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.