Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 6 czerwca 2015

Henry Green "Kochając"



 


Autor: Henry Green
Tytuł: Kochając
Przekład: Andrzej Sosnowski
Wydawnictwo: Biuro Literackie
Seria: Proza
Rok wydania: 2015





Biuro Literackie w ramach nowego projektu „Klasyka z Europy" chce przybliżać czytelnikom nietłumaczone dotąd na język polski dzieła europejskich klasyków. Książką inaugurującą ów projekt jest „Kochając" Henry'ego Greena, pisarza uważanego za wybitnego twórcę angielskiego modernizmu, stawianego obok Virginii Woolf (ale, by było jasne- to nie jest Virginia Woolf w spodniach, a jedyne, co może tego autora łączyć z pisarką jest umiłowanie do omijania szerokim łukiem przecinków oraz tematyka związana z życiem arystokracji angielskiej w XIX w.).

Green określany jest mianem „pisarza dla pisarzy", ponieważ jego enigmatyczny i oryginalny styl jest adresowany do wąskiego grona melomanów literatury. Oczywiście, że w przypadku trudnych autorów istnieją dwie płaszczyzny odczytywania ich dzieł - pierwsza jest dla wtajemniczonych i wyczulonych na literackie smaczki, gry intertekstualne i inne zabawy, do których zaprasza autor, druga natomiast zadowoli zwykłych pożeraczy historii, nie szukających w dziele literackim niczego poza rozrywką. Na tym polega cały pic z dobrymi książkami z wyższej półki. A do takiej zapewne pretenduje „Kochając".

W jednym z wywiadów Henry Green wyznaje, że przy powstawaniu jego powieści najpierw tworzy się w głowie pewna sytuacja: Pomysł na „Loving" zawdzięczam jednemu służącemu, który był ze mną w straży pożarnej podczas wojny. Służyliśmy razem w tej straży i on mi opowiadał, że pewnego razu spytał starszawego kamerdynera, który był jego przełożonym, co stary najbardziej lubi pod słońcem. Odpowiedź brzmiała: „Leżeć na łóżku w letni poranek, przy otwartym oknie słyszeć kościelne dzwony, jedząc posmarowaną masłem grzankę pachnącymi cipą palcami”. W mgnieniu oka ujrzałem całą książkę.*

I w rzeczy samej „Kochając" rozpoczyna się sceną, w której starszawy kamerdyner leży na łóżku, jednak nie delektuje się grzanką, a jego palce na pewno nie pachną cipą, bo jest już jedną nogą na tamtym świecie. Jego miejsce zajmuje Charley Raunce, lokaj. Nie podoba się to pannie Burch- przełożonej pokojówek, która uważa, że po śmierci nieodżałowanego Eldona nic już nie będzie jak dawniej. Intrygi, zaginiony pierścionek z szafriem, miłostki, sekrety, ploteczki o państwie, kredensowe zagrywki, niedomówienia, czyli jednym słowem wszystko to, co w angielskiej XIX-wiecznej powieści obyczajowej powinno się znaleźć.

Green umieszcza swoich bohaterów - brytyjską służbę- w Zamku w irlandzkim Eire. W tle rozgrywa się dramat II wojny światowej, choć miejsce, w którym zostały umiejscowione postaci jest od wojennych wydarzeń odcięte. Ale tylko fizycznie, bo ciągle pojawia się strach o bliskich, którzy zostali w Anglii, cały czas słyszy się o bombardowaniach.

Klimat typowo arystokratycznego dworku został oddany przede wszystkim w dialogach, które zajmują blisko 95 % miejsca w powieści. I w tu nie znalazłam z autorem punktów stycznych. Lubię opisowość w książkach, gdybym miała ochotę na czytanie dialogów, sięgnęłabym po dramat, bądź scenariusz, ale dla mnie w powieści musi być opis. Poza tym nie do końca konsekwentne pomijanie przecinków również do mnie nie przemawia, choć zapewne ma to jakąś motywację, której ja nie odczytuję. Autor stara się oddać fonetycznie sposób mówienia swoich postaci, co świetnie w przekładzie oddaje Andrzej Sosnowski. Jednak rewelacyjny przekład to za mało, by mnie zachęcić do sięgnięcia po inne powieści Greena, jeżeli zostaną przetłumaczone na język polski.


*cały wywiad możecie przeczytać TUTAJ.
Książka bierze udział w Wyzwaniu 2015 - Autor pod pseudonimem

3 komentarze:

  1. Mnie się podobała i na pewno przeczytam inne książki Greena (ale w oryginale). Przekład brzmiał dla mnie sztucznie, ale tłumacz nie miał łatwego zadania. Spodobał mi się światek służących, mimo że niektóre postaci irytowały mnie niemożebnie.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też irytowały, nie odpowiada mi jednak ten styl, a przekład - myślę, że do tego typu prozy lepszego tłumacza znaleźć nie mogli.

      Usuń
    2. A ja myślę, że mogli. Porównywałam wyrywkowo przekład z oryginałem i polska wersja wydaje mi się przedobrzona.

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.